2
« dnia: Marca 19, 2014, 15:52:04 »
Dziękuję za słowa otuchy... Ale jak nawet rozmawiam z tatą, to widzę jak on bardzo się martwi, nawet o takie głupoty jak wlosy czy kto mu pomoże w przemywaniu stomy, ja go wciąż pocieszam i mowie że to nie ważne, wlosy odrosną, apetyt wróci, a stomę sam się nauczy myć, a pozatym tam będzie opieka medyczna i jak nie da rady to ktoś mu pomoże... Ale on mi mówi że nie da się nie myśleć i łzy same do oczu napływają... Staram się bardzo go wspierać, tym bardziej teraz, kiedy widzę jak on bardzo się boi... Ja sama sobie tłumaczę a później tłumaczę jemu... Niestety wyboru nie ma i trzeba wziąść się w garść i zebrać siły... Wiem że każdy przypadek jest inny, ale przy tej chotobie nie da się nie myśleć, a do tego jeszcze wokół same nieszczęścia i to może czlowiek jak go samego nie dotyczylo to tak nie brał wszystkiego do siebie. Brat mojego taty dwa lata temu zmarl na raka przełyku i on wie jak on się męczyl, teraz to wszystko wraca... Choć byś tego nie chcial... Do tego wujek żony mojego brata dobrze znajomy umiera też na raka... WSZĘDZIE SMIERĆ!!! Nadzieja jest zawsze, ale ani ja ani tata nie jesteśmy mali i wiemy że będzie ciężko, raz lepiej, raz gorzej, ale będę go wspierać, on wie że ma nas i jeszcze go potrzebujemy... Wiem,że troszkę smędzę, ale na razie tak czuję... Jest mi ciężko, mama płacze a on mowi że to on umiera a po co ona płacze??? Wiem i widzę na codzień jak bardzo go to dobiło. Po opercji zaczą już powracać do siebie, zaczą pracowac i żyć od początku i teraz znowu wszysto sie wali! A miało być tak "pięknie". Teraz przez ładnych kilka miesięcy będzie walka, na którą nie wiem czy mam siłę??? Ale muszę ją znaleźć.... DLA TATY...